У нас вы можете посмотреть бесплатно Podcast "Witryna literacka. Wiersze o Kresach": Maryla Wolska или скачать в максимальном доступном качестве, видео которое было загружено на ютуб. Для загрузки выберите вариант из формы ниже:
Если кнопки скачивания не
загрузились
НАЖМИТЕ ЗДЕСЬ или обновите страницу
Если возникают проблемы со скачиванием видео, пожалуйста напишите в поддержку по адресу внизу
страницы.
Спасибо за использование сервиса ClipSaver.ru
Podcast "Witryna literacka. Wiersze o Kresach" jest przypomnieniem utworów takich poetów jak Zbigniew Herbert, Marian Hemar, Maryla Wolska oraz poetów współczesnych jak – Krystyna Angielska, Stanisława Nowosad, Mariusz Olbromski. Będzie to recytacja wierszy poetów, urodzonych we Lwowie, mieszkających obecnie w tym mieście, jak również tych, którzy są zafascynowani dawnymi Kresami Rzeczpospolitej. Twórcą podcastu jest Maria Basza, dziennikarka Kuriera Galicyjskiego. Recytacja wierszy z odpowiednio dobranym podkładem muzycznym będzie próbą przeniesienia słuchaczy, parafrazując wiersz Mariusza Olbromskiego, w legendarne miejsca…, w pola niejasnych mocy… autor podcastu - Maria Basza montaż - Ihor Rewaga 2025 Podcast Kuriera Galicyjskiego Działanie jest realizowane w ramach projektu Fundacji Wolność i Demokracja „Polska Platforma Medialna - Ukraina 2023 – 2025”. Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów RP w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów RP oraz Fundacji Wolność i Demokracja. Maryla Wolska (1873 – 1930) ur. we Lwowie, poetka młodopolska, córka – malarza Karola Młodnickiego i Wandy z domu Monné, narzeczonej zmarłego przedwcześnie Artura Grottgera, Wyrastała w środowisku artystycznym Lwowa, potem była związana z Medyką Pawlikowskich. Debiutowała w 1901 r., a jej ostatnim najdojrzalszym zbiorem był tom „Dzbanek malin”. Tamten świat Co niedzieli, wieczorem, od lat, Bywaliśmy tam wszyscy, Znajomi dalsi i bliscy, Sami tacy, O których wtedy mówiło się jeszcze – rodacy. Po prostu – tamten świat. Ciemnawy salon, młodzież, panowie i panie, Co tydzień ta sama gromadka. Stare sprzęty, fortepian I ciemne portrety na ścianie: Nieboszczka pani Żulińska matka, Patrząca z obrazu w dół Spojrzeniem jakby krepą zasnutem... Doktor Tadeusz nieboszczyk, Jeszcze wówczas żyjący pan Józef, Profesor – i on – Roman, ich brat, Stracony w Warszawie z Trauguttem... Po prostu – tamten świat. Przed główną kanapą stół. Gwiazd szydełkowych całe konstelacje, Świeże dzienniki i stare albumy. Lampa na wysokim z brązu postumencie, A wokół panowie, Wciąż o czymś radzący zawzięcie. Starsze panie na kanapie słuchały. Zawsze jakieś uchwały i racje, Jakieś nowiny... Wczoraj w teatrze na „Kościuszce” tłumy! Nowa, polakożercza w parlamencie mowa, Hurko – Bismarck – Sejm Rzeszy, Śląsk – rocznica styczniowa I w katedrze Msza Święta żałobna... Kogo jakiś objaw nie cieszy, Kto coś głośno tłumaczy, Ktoś dowodzi inaczej – Inny z gniewem krzyczy: Niepodobna! – A każdy z osobna czuł, Ze serca mądrością bezwiedną Kochają wszyscy jedno. Ktoś przyszedł. Krótra pauza – a potem od nowa: Nagła składka, czyjś pogrzeb, jakiś jubileusz, Niepoprawne krakowskie Stańczyki, Ostatnie z Paryża dzienniki, O czym od dawna mówił pan Tadeusz, Najnowsza kronika Lama, Ostatni – nieudany – w Petersburgu zamach I list od pana Kornela, Z Pawłowa... Zawsze jakieś nowiny i racje, Czyjeś doniosłe słowa – Taka niemal bywała każda niedziela; A wreszcie pani Łucia prosiła na kolację. (...) A potem, Kiedy już goście byli w salonie z powrotem, Pan Konopka ponury, z powstańczymi butami, Długowłosy w podszarzanej czamarze, Artysta wielu scen, Patrzył ogniście w uciszone twarze I choć wszyscy wiedzieli, co powie, Czekał każdy, pełen solennej grozy... Słuchał pan Giller Agaton I pan Kostecki Platon, I pan Józef Kajetan Janowski, A pan Konopka, twardo wyrąbując zgłoski Deklamował – Maraton... Po prostu – tamten świat *** Rocznica Wierzę w Boga i Lwów! Serce wali jak młotem I śni się ranek ów, Gdy mroźny śnieżną bielą W słońcu budził się Lwów – Wolny z powrotem! A tam – pod Cytadelą, Leżeli chłopcy pokotem, Prości i biali... Jak młotem serce wali, Lecz jakże mówić o tem Na co dziś nie ma słów... Wierzę w Boga i Lwów!