У нас вы можете посмотреть бесплатно Bassano Decollo Mt 850 - Monte Cesen on a Skywalk Mint или скачать в максимальном доступном качестве, видео которое было загружено на ютуб. Для загрузки выберите вариант из формы ниже:
Если кнопки скачивания не
загрузились
НАЖМИТЕ ЗДЕСЬ или обновите страницу
Если возникают проблемы со скачиванием видео, пожалуйста напишите в поддержку по адресу внизу
страницы.
Спасибо за использование сервиса ClipSaver.ru
Jak kończy się luty to niespodziewana pogoda może zaskoczyć warto więc być już czujnym i mentalnie gotowym na rozpoczęcie sezonu np.25...i tak się właśnie stało, dlatego szpej wystarczyło tylko wrzucić w auto, odpowietrzyć bak i wcisnąć gaz, żeby po kilkunastu godzinach znów poczuć ten włoski klimat. Niby Bassano to temat już trochę wyblakły jak na mimo wszystko Alpy, ale ten kto poczuł pierwszą świeżość wiosny na południowych nachyleniach wspartych naturalną bryzą wymuszoną już silnym słońcem, ten wie że takie rzeczy nie mogą się znudzić i otwarcie sezonu w takich okolicznościach to po prostu przywilej. Jak na razie zresztą nie nabawiliśmy się tak wcześnie nigdzie indziej takich truskawkowych nosów jak w makaronii, bo challenge jakie dostawaliśmy tam od Grzegorza wystawiały nas na długi atak słońca, ale nikt głowy nie miał na siakieś tam filtry walcząc nie rzadko o czyste gatki, choć okazywało się że za każdym razem całkiem niepotrzebnie. Lusiana to wioska klucz, która mi jako pierwszemu postawiła dęba całą sierść na ciele, a w którą spontanicznie zapakowałem się na nie polecanej małej wysokości, w tedy jeszcze do końca o tym nie wiedząc. Zawsze jestem ostrożnym pilotem, zawsze pilnuję pewniackiego dolotu, nigdy nie zostawiam swojej sytuacji losowi albo domniemanej wykrętce - bo przecie pewny dzień, ale gdzieś przy odprawie musiałem niedosłyszeć że na Lusiana-e nie leci się bez pełnego baku jeśli się nie ma chęci na liczenie dachówek. Każdy z nas, mimo mrożących opowieści które ja miałem przyjemność zapoczątkować, i Rafo i Marek i Krzysiek i Marcin też mieli tą przyjemność zapoznania się z bardzo bliska z tą małą wioseczką leżącą na krawędzi wielkiej głębokiej doliny porośniętej stumilowym lasem. Chłopaki nawet dostąpili zaszczytu zsunięcia się w ową dolinę, przez co jako grupa poznawaliśmy ją naprawdę dogłębnie z każdej strony codziennie, z końcowym wnioskiem że nie taki diabeł straszny, i dobrego XC będziemy uczyć się jeszcze długo. Najwspanialsze w całej tej wczesnowiosennej Alpejskiej przygodzie było to że Lusiana była tylko jedną z wielu niesamowitych przygód jakie przeżywaliśmy każdego dnia realizując wyznaczone challenge, w niektórych przypadkach nawet nie dowierzając że jest to możliwe, np. przeskoki na szczyty Cesen albo Summano. Lecz ze wsparciem jakie dawał nam nasz doświadczony kolega i mentor Grzegorz wszystko okazywało się możliwe a nawet łatwe i każdy dzień mogliśmy kończyć maksymalnie usatysfakcjonowani. Skok na Pianezze żeby wdrapać się na Cesen był dla mnie fantastycznym przeżyciem, ogrom odległości jest monumentalny, a to że jest to nawet relatywnie łatwe też i na powrocie jest dla mnie mega rozwojowym doświadczeniem. Choć dolot na oparach od strony Valdobbiadene momentalnie pościnał mi kortyzolem endorfinę, jak z niezliczonej ilości pięknych zielonych łączek z perspektywy kilometrów porobiły się same winnice z wysokimi winoroślami pospinanymi podtrzymującymi je konstrukcjami, i to pewnie nie kordonkiem tylko silnym drutem. A samo miasteczko jak to włoskie, zwarte i kręte, tylko po co nawet w takim parterze zastanawiać się nad lądowaniem jak się ma dwa Photony u boku i jednego brodatego Minta, nie można sobie lepszych markerów w takiej sytuacji wymarzyć więc stało się nieuchronne szczytowanie, wszystko jednak w moim przypadku w towarzystwie maksymalnych emocji i pracy bo wielkie Alpejskie łąki kopią bezlitośnie, na razie więc tego typu lotów nie jestem w stanie wytrzymać dłużej niż około 4h na pełni mocy, w wiosennej alpejskiej termie liny często trzeszczą a Mint wydaje dźwięki jakie rzadko u niego słyszę. Ostatni dzień był najbardziej wymagający bo zrobił się mocniejszy wschód i na graniach kopało mocno, musiałem odpuścić bo nie czułem się na 100% po ilości emocji z dni poprzednich, czego oczywiście z perspektywy żałuję a co oczywiście mentor wyłożył i powiedział że tak będzie, ale fajnie że oprócz klimatu w jakim nas trzyma rzędu ze szkoleń marines, to nie ma mowy o presji przez co w naturalny sposób do wszystkiego dochodzimy sami i to jest bezcenne. To był wspaniały wyjazd, nasze podsumowania przy knajpianym okrągłym stole z pikanterią Krzyśka i jego brawurowymi historiami to wisienka na torcie, jak żeśmy się na coś umawiali to umowa była umową bez zmiłuj;) , Kasia i Marta miały również zagwarantowane szczyty emocji i myślę że wszyscy będziemy go długo wspominać w oczekiwaniu na następne takie przygody. Całusy ekipa!