У нас вы можете посмотреть бесплатно Epitafium dla Brunona Jasieńskiego - Jacek Kaczmarski или скачать в максимальном доступном качестве, видео которое было загружено на ютуб. Для загрузки выберите вариант из формы ниже:
Если кнопки скачивания не
загрузились
НАЖМИТЕ ЗДЕСЬ или обновите страницу
Если возникают проблемы со скачиванием видео, пожалуйста напишите в поддержку по адресу внизу
страницы.
Спасибо за использование сервиса ClipSaver.ru
EPITAFIUM DLA BRUNONA JASIEŃSKIEGO - Jacek Kaczmarski Z poezją Jasieńskiego zetknąłem się po raz pierwszy w latach siedemdziesiątych w Teatrze Ateneum przy okazji wystawienia “Balu manekinów” . Byłem zafascynowany jego poezją, która jest zupełnie narkotyczna. Te motoryczne wiersze idę młody genialny, ta fraza niesłychanie muzyczna. To była jedna z pierwszych piosenek pisanych na Zachodzie, gdzie bezustannie prowadziliśmy dyskusje polityczne z Francuzami, którzy nam wbijali do głowy, jaki wspaniały jest komunizm, tylko myśmy nie dostrzegli jego zalet, i być może Związek Sowiecki jest państwem zbrodniczym, ale to wynika tylko z wypaczenia wspaniałej idei. I oczywiście dla mnie naturalnym odruchem było sięgnięcie po historię Brunona Jasieńskiego, bo to jest właśnie modelowy przykład zarażenia się, zafascynowania nowym ładem, pójścia do końca i poniesienia najwyższej ofiary za tę fascynację. Odrzucenie Zachodu, wyjazd tego dandysa, eleganta do Związku Sowieckiego, potem kariera w aparacie partyjnym. No, coś niebywałego zupełnie dla poety! I potem śmierć w czeluściach kolejnej czystki. Zatem w połączeniu z tą jego modernistyczną poezją aż się prosiło, by to nazwać właśnie jego językiem. W jaki sposób intelektualista, artysta, Europejczyk, pakuje się w paszczę niedźwiedzia ze śpiewem na ustach. Piosenka dotyczy jednego z najwybitniejszych polskich poetów – futurystów, jest to Epitafium dla Brunona Jasieńskiego, który w latach 30 minionego wieku przeszedł dość skomplikowaną, typową ewolucję, typową dla swojej generacji – od futuryzmu do komunizmu. Pisał początkowo w Polsce, potem w zachodniej Europie, po czym wybrał się do Związku Radzieckiego uznając, że jest to państwo sprawiedliwości i szczęścia – co początkowo wydawał się prawdą, bowiem udało mu się dostać na dwór ówczesnego szefa KGB Jagody i jak wszyscy dworzanie szefów KGB w Związku Radzieckim miał wszystko, czego dusza zapragnie. Był wiceministrem oświaty w Tadżykistanie, miał konie, pałace, harem, itp., itd., co utwierdzało go w mniemaniu, że komunizm w wydaniu sowieckim jest największym szczęściem, jakie może spotkać człowieka. Jednak po pewnym czasie Jagoda pokłócił się ze Stalinem i jak wszyscy, którzy w tym czasie kłócili się ze Stalinem został rozstrzelany, a dwór jego rozpędzono na cztery wiatry – Jasieński został oskarżony o międzynarodowe szpiegostwo i zesłany na Syberię. Tam też znikają po nim wszelkie tropy. Piosenka mówi o jego życiorysie, z tym, że mówi jego własnymi słowami – jest to pastisz – naśladownictwo jego poezji, gdyż w tym, co pisał – jako młody futurysta przepowiedział sobie los – sam nie zdając sobie z tego sprawy. Piosenka jest także o tym, jaką ewolucję przeszło państwo najwyższego szczęścia od 1917 do 1982 roku. Europa się wędzi niby łosoś królewski W dymie gazów bojowych wbita na złoty hak; Żre się kucharz francuski z szefem kuchni niemieckiej Z ryby tak smakowitej co przyrządzić i jak. Żaden stary się przepis nie wydaje jej godny, Tak czy siak, trzeba będzie rybę przeciąć na pół, Już rozpruto podbrzusze, płynie z głębi jam rodnych Czarny kawior narodów politykom na stół. A ja wdycham Londynu grypogenne opary I kosztuję Paryża zgniłowonny roquefort, Po La Manczy się błąkam, w Rzymie szukać mam wiary, Bezskutecznie za swój pragnąc brać każdy port. A mój port jest w stolicy krasnolicych Azjatów, Gdzie w moździerzu historii nowy utrze się lud, Tam mi Kałmuk otworzy duszę swoją jak bratu, Tam pod ziemią bogactwa siarki, węgla i rud. Tam poeci kieszenie mają pełne dolarów I za szczęście ludzkości przelewają swój tusz, Tam czerwieńsze od krwi są kumulusy sztandarów, Od sztandarów zaś pąki pierwszomajowych róż. Tam ja, Polak i były obywatel Europy, Pieśń rozwinę i formie nową nadam tam treść. Bataliony poetów będą lizać mi stopy, Ja im mannę gwiazd sypnę, żeby mieli co jeść! Drogą białą jak obłęd w śnieg jak łajno mamuta Idę młody, genialny, ręce łańcuch mi skuł. Strażnik z twarzą Kałmuka w moim płaszczu i butach Żółte zęby wyszczerza, jakby kwiat siarki żuł. Nagle widzę, żem w raju po lodowej podróży, A on – Bóg mój, którego czciłem wam wszak na złość! Mam więc Boga takiego, na jakiegom zasłużył, A tam trup mój, biedaczek, zmarzł już całkiem na kość. Pan zaś spluwa żółtawo, smarka w palce bez chustki I na krzesło „stół” mówi, a na stół mówi „stoł”, Patrzy kucharz niemiecki wraz z kucharzem francuskim Jak łososia z kawiorem między zęby już wziął. Sok po brodzie mu płynie niewątpliwie czerwony, Łyka skórę i ości, wyssał oczy i mózg. Wszak przez wieki ten łosoś był dla niego wędzony A on czekał cierpliwie – ciemny Bóg pustych ust. Jacek Kaczmarski 27.3.1982