У нас вы можете посмотреть бесплатно "Wszystkiego najlepszego!" — Pielęgniarka opiekowała się milionerem… i nie chciał być daleko od niej или скачать в максимальном доступном качестве, видео которое было загружено на ютуб. Для загрузки выберите вариант из формы ниже:
Если кнопки скачивания не
загрузились
НАЖМИТЕ ЗДЕСЬ или обновите страницу
Если возникают проблемы со скачиванием видео, пожалуйста напишите в поддержку по адресу внизу
страницы.
Спасибо за использование сервиса ClipSaver.ru
„Wszystkiego najlepszego!” — z prostego gestu pielęgniarki narodziła się historia, której milioner nigdy się nie spodziewał. Gdy się nim opiekowała, jego serce odnalazło powód, by już nigdy nie chcieć być daleko od niej. Czasem miłość przychodzi wtedy, gdy najmniej jej szukamy. Dorota Lisowska westchnęła głęboko, patrząc na zegarek. Była piąta rano, a ona właśnie kończyła dwunastogodzinny dyżur w Szpitalu Uniwersyteckim w Warszawie. Jej jasnobrązowe włosy, zazwyczaj starannie upięte, teraz wymykały się z koka, a pod oczami miała cienie świadczące o zmęczeniu. Mimo to, na jej twarzy gościł delikatny uśmiech. Lubiła swoją pracę, nawet jeśli czasami była wyczerpująca. — Dorota, masz jeszcze siłę na jednego pacjenta? — zapytała ordynator Małgorzata, zaglądając do dyżurki. — Wiem, że kończysz zmianę, ale właśnie przywieźli kogoś z wypadku samochodowego. Potrzebujemy kogoś z twoim doświadczeniem. Dorota zawahała się tylko przez moment. Mieszkała sama w małym mieszkaniu na Pradze, nikt na nią nie czekał. A przecież złożyła przysięgę, by pomagać potrzebującym. — Oczywiście, że zostanę — odpowiedziała, dopijając zimną kawę. — Co wiemy o pacjencie? — Mężczyzna, około czterdziestu lat. Zderzenie czołowe na Wisłostradzie. Jest przytomny, ale ma liczne obrażenia. Karetka będzie za pięć minut. Gdy ambulans podjechał pod izbę przyjęć, Dorota była już gotowa. Razem z zespołem ratunkowym przyjęła pacjenta, który leżał na noszach z unieruchomioną szyją i nogą. Jego twarz była pokryta drobnymi ranami od odłamków szkła, a elegancki garnitur rozdarty i zakrwawiony. — Nazywam się Damian Czarnecki — powiedział mężczyzna, gdy wprowadzali go na salę zabiegową. Jego głos był zaskakująco spokojny, mimo bólu, który musiał odczuwać. — Ktoś wjechał prosto w moje auto. Nie zdążyłem zahamować. Dorota skinęła głową, sprawdzając jego parametry życiowe. — Panie Czarnecki, jestem Dorota, pańska pielęgniarka. Zaopiekuję się panem. Proszę się nie martwić, jest pan w dobrych rękach. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, coś w oczach mężczyzny sprawiło, że Dorota poczuła dziwne ukłucie. Miał intensywnie niebieskie oczy, które wyróżniały się na tle bladej teraz twarzy. Mimo sytuacji, w której się znajdował, patrzył na nią z pewnością siebie i jakimś dziwnym rozpoznaniem, jakby ją skądś znał. Po wstępnych badaniach okazało się, że Damian miał złamaną kość udową, dwa żebra i wstrząśnienie mózgu. Wymagał operacji, ale nie było bezpośredniego zagrożenia życia. Dorota została przydzielona do opieki nad nim w czasie przygotowań do zabiegu. — Czy powiadomił pan już kogoś o wypadku? — zapytała, podłączając kroplówkę. — Rodzinę, przyjaciół? Damian potrząsnął lekko głową. — Nie mam nikogo, kogo musiałbym powiadamiać. Moja asystentka zauważy, że nie pojawiłem się w biurze i sama zacznie działać. — Uśmiechnął się krzywo. — Zaleta bycia samotnym wilkiem. Dorota uniosła brwi. Mężczyzna nie wyglądał jak ktoś, kto byłby samotny z wyboru. Był przystojny, elegancki i, sądząc po zegarku na jego nadgarstku, całkiem zamożny. — Nikt nie powinien być sam w takich chwilach — powiedziała cicho, bardziej do siebie niż do niego. — A pani? Ma pani kogoś, kto czeka w domu? — zapytał niespodziewanie. Dorota zawahała się. To nie była typowa rozmowa z pacjentem, ale coś w jego spojrzeniu sprawiło, że odpowiedziała szczerze. — Nie, mieszkam sama. Tylko ja i mój kot, Mruczek. — Więc mamy ze sobą coś wspólnego — uśmiechnął się lekko, mimo bólu. — Chociaż ja nawet kota nie mam. Może dlatego zawsze tak bardzo poświęcam się pracy. — A czym się pan zajmuje, panie Czarnecki? — zapytała, sprawdzając stan jego opatrunków. — Proszę, mów mi Damian. Po tym, jak uratowałaś mi życie, chyba możemy przejść na 'ty'. — Nie uratowałam ci życia. Jeszcze nie — uśmiechnęła się mimowolnie. — I nie odpowiedziałeś na pytanie...