У нас вы можете посмотреть бесплатно Dziki: Pieśń z Lasu | Folkowa Legenda | Słowiańska Przestrzeń или скачать в максимальном доступном качестве, видео которое было загружено на ютуб. Для загрузки выберите вариант из формы ниже:
Если кнопки скачивания не
загрузились
НАЖМИТЕ ЗДЕСЬ или обновите страницу
Если возникают проблемы со скачиванием видео, пожалуйста напишите в поддержку по адресу внизу
страницы.
Спасибо за использование сервиса ClipSaver.ru
Nasz utwór 'Dziki' to autorska kompozycja inspirowana folklorem i naturą. Nie jest to ścieżka dźwiękowa do filmu mającego niedługo wejść na ekrany kin z Tomaszem Włosokiem, w reżyserii Macieja Kawulskiego. #dziki #słowiańskamuzyka #folk #legenda #muzykafolkowa #paganfolk #survival 🔥 Subskrybuj @SłowiańskaPrzestrzeń --------------------------------------------------------------------------- Jeśli chcesz, żebyśmy jeszcze częściej dręczyli Twoje słuchawki i głośniki, możesz symbolicznie wesprzeć działalność kanału: https://patronite.pl/poezja-na-nowo https://suppi.pl/bajerosfera ---------------------------------------------------------------------------- W Nepierskiej puszczy, gdzie czarne jodły pną się ku bezsnom nieba, gdzie wilcze wycie splata się z szeptem pradawnych bogów — tam go znalazły niedźwiedzice, dziecię bez imienia, porzucone przy kamieniu runowym, co krwią znaczony. Ssał mleko leśnych matek, jadł miód z dziuplastych sosen, a oczy jego — blade jak księżyc w studni — widziały więcej niż ludzkie. Nie znał on mowy plemion, nie wzywał Peruna ni Welesa, lecz rozumiał gwarę sów, wilczą pieśń, jękliwy szmer świerków. Ciało hartował w lodowatych strumieniach, co płyną z nicości, dłonie miał twarde jak korzenisty dąb, paznokcie jak szpony rysia. Gdy szedł przez chaszcze — milkły ptaki, zwierzyna kryła się w norach, bo rozpoznawały w nim coś, co nie jest już człowiekiem. W noc Kupały, gdy ogniska płonęły na wzgórzach grodowych, ujrzał on po raz pierwszy dymy ludzkich siedzib. Stanął na skraju puszczy jak widmo z mroków prahistorii, a serce jego — dzikie, nieokrzesane — zabiło innym rytmem. Poznał, że jest wygnańcem z dwóch światów: ni zwierzę, ni człowiek, wędrowcem między tym, co było, a tym, czego już nie będzie. Przychodził czasem do wiosek, kiedy głód kosił prostych ludzi, zostawiał upolowane jelenie przy chatach, znikał jak dym. Kobiety żegnały się krzyżem świętego Włodzimierza, mężczyźni wymawiali stare zaklęcia przeciw leśnym demonom. A on stał w mroku jodeł, patrząc oczami bez zrozumienia, nie wiedząc, że w ich lękach mieszka jego własne imię: Dziki. Pewnej krwawej wiosny nadciągnęli obcy z Zachodu, w żelaznych zbrojach, pod sztandarem krzyża łacińskiego. Palili wsie, tratowali zboża, gwałcili córy i matrony, a krew słowiańska ciemniała w rowach, sączyła się w ziemię praojców. Wtedy Dziki zszedł z puszczańskiego azylu — w dłoni dzida z kamienną grotą, na plecach skóra niedźwiedzia. Nie wydał okrzyku wojennego, nie śpiewał pieśni bojowej, lecz rzucił się w szeregi wroga jak huragan z północy. Zabijał w milczeniu straszliwym, bez gniewu, bez radości, tylko oczy jego płonęły fosforycznym światłem nocy. Żołnierze krzyczeli, że to leśny demon, wcielony Czarnobóg, a ich komtur ujrzał w nim coś starszego niż chrześcijaństwo i poganizm. Gdy pole bitwy okryła cisza, Dziki stał między trupami, nie ranny, nie zmęczony, lecz jakby jeszcze bardziej samotny. Ocaleni wieśniacy padli przed nim na kolana, chcieli go obwołać hetmanem, władcą, wybawicielem plemienia. Ale on odwrócił się bez słowa, bez gestu pożegnania, i odszedł w puszczę, która była jego jedyną ojczyzną. Mówią, że jeszcze dziś, gdy księżyc w pełni wisi nad Niepierską gęstwą, można ujrzeć sylwetkę wędrowca między drzewami — nie żywego, nie umarłego, lecz przemienionego w mit, w opowieść, którą matki straszą niesforne dzieci. A puszcza pamięta tego, kto nie należał do żadnego świata, kto był mostem między zwierzęcym prawem a ludzkim losem — ostatniego z dzikich, pierwszego z zapomnianych.